czwartek, 7 lipca 2011

Krótka historia tańca + "Trening czas zacząć!"


~Moja krótka historia tańca.
Za górami, za lasami, za 7 rzekami i jeziorami, w małym miasteczku żyła drobna, ciemnooka Magda Hage. Pewnego słonecznego poranka postanowiła zapisać się do szkoły tańca. (...) Została najlepszą tancerką na świecie, wyszła za mąż, urodziła dwójkę dzieci. Wszyscy żyli dłuuugo i szczęśliwie. (????? nie.. życie to nie bajka )
Od lipca, 2 lata temu zaczęła się moja przygoda z tańcem. Koleżanka namówiła mnie abyśmy się zapisały na warsztaty taneczne z hip-hop'u... ok. Musze powiedzieć, że czas nie był stracony, o nie ;d W szczególności, że w domu zawsze wywijałam figury jakie zobaczyłam w internecie etc. Po prostu byłam ambitnym samoukiem. Co do zajęć z przed 2. lat: "brudny", "śmierdzący" po prostu ostry hip-hop z przedmieści NY. Było ciężko, ale za to ile zabawy. Na zajęciach obserwowała mnie choreografka z modern jazz'u, na przerwie podeszła do mnie i powiedziała, że widzi we mnie potencjał i zachęca mnie abym przeszła się na warsztaty z jej stylu. Zgodziłam się. Koleżanka miała trochę mniej entuzjazmu niż ja, ale po paru argumentach na TAK- zgodziła się. Pomyślałam wtedy: "To jest moja szansa. Chcę się rozwijać, nauczyć techniki." i tak też się stało. Przyszłyśmy na warsztaty, Pani Emilia pochwaliła mnie, że robię poprawnie développé, demi-plié, arabesque, rond de jambe a ja: "What the... ?" Teraz już wiem co to znaczy ; ) Więc od września 2009 roku zapisałam się do szkoły tańca na hip-hop i modern jazz. Kolorowo już tak nie było. Jak to w szkole trzeba było dać z siebie 100%, nie było przelewek, zwłaszcza w modernie- w końcu to technika klasyczna. Nie wychodziło Ci? Zostajesz po zajęciach, ćwiczysz... nie wytrzymujesz? Po prostu wylatujesz. Olałam jazz, zawisłam na pochwałach z wakacji, były lepsze osoby ode mnie a ja (głupia młoda ja ;d ) zrezygnowałam. Na szczęście zostałam przy hip-hopie. Po niecałym roku musiałam zrezygnować, gdyż miałam luki w szkole. Przyszły następne w wakacje (zeszłoroczne, 2010r.)- luz, swoboda, zero szkoły. Wybrałam się z ciekawości na warsztaty z choreografką z amerykańskiego "So you think you can dance" - byłam pod ogromnym wrażeniem, Pani Emilia zresztą też, widząc mnie na zajęciach :D I od tamtego czasu ( 1.09.2010 ) zaczęłam chodzić regularnie na zajęcia modern jazz'u. W mojej szkole tanca jest taka zasada: najpierw przez cały rok zajęcia dla początkujących, przez następny rok zajęcia dla średnio zaawansowanych a w trzecim roku, jeżeli dobrze się sprawujesz dostajesz się do formacji- grupy która reprezentuje szkołę na pokazach, konkursach, ma później "wejściówki" do dobrych teatrów tańca. Ja, jak mogliście zauważyć chodziłam dopiero pierwszy rok, więc  byłam w gr. początkującej. Gdzieś pod koniec kwietnia tego roku dostałam się do formacji! Złamałam wszelkie prawa w szkole, ominęłam 1,5 roku nauki i dostałam się od razu. 
Jestem wykończona ; ) Ale przede wszystkim usatysfakcjonowana i dumna z siebie. Trzeba to przyznać. Moja nauka nie kończy się tylko w szkole, muszę ćwiczyć w domu rozciągać się. Moim "ulubionym" zajęciem jest tzw. żaba. -.- Pozdrawiam wszystkich ludzi, którzy też się tak rozciągają. Uczę się każdego dnia, jak coś nie wychodzi ćwiczę ile popadnie. Jestem najmłodszą osobą w formacji i muszę dawać z siebie 2 razy więcej, gdyż są tam osoby które chodzą juz kilka lat. Na szczęście takie "rodzynki" jak ja nie są zapominane ; ) Rada dla tancerzy: (może i oklepana ale prawdziwa) nie poddawajcie się, marzenia się spełniają. Dzięki 10% szczęścia i 90% pracy damy radę.
Miała być krótka historia. Matko... kto to będzie czytać?



1 komentarz:

  1. świetny blog, zapraszam do mnie :)
    http://kiiingus.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń